Premierowy La warsztat

Posts by: andrzej

Premierowy La warsztat

   |   By  |  0 Comments

Jesteśmy już po warsztatach z techniki i taktyki w skałach, które prowadziliśmy wspólnie z Adą z Climbmind. Ada już w Krakowie, a ja zaległem w Brandysówce. Kilka lat temu byłem tutaj na kursie skałkowym, potem nocowałem tutaj za każdym razem jak byłem w Krakowie. Te wieczory pod Sokolicą mają klimat, szczególnie poza weekendami, kiedy jest spokojniej. Zwierzątko ma się dobrze, wręcz odmłodniał 😉

Wracając do tematu, czyli warsztatów, które zakończyliśmy dzisiaj popołudniu na Jurze Północnej. Było świetnie. Dla nas, to były 4 dni ogarniania, gadania, tłumaczenia, analizowania nagrań i mnóstwo rozmów. Fajnie było widzieć pierwsze efekty w tak krótkim czasie. Mamy nadzieję, że wkrótce przełoży się to na Wasze lepsze wspiny i większą frajdę z wyjazdów w skały. Wróć! Tu byśmy skłamali. Jesteście super ekipą i fantastycznie było Was poznać, wspinać się i gadać, gadać, gadać. Wydaje się, że frajdę macie ze wszystkiego 😉

Część z Was się znała, część nie, a dla niektórych był to pierwszy wyjazd w skały. Dla niektórych kolejny z La Bazą. Klimat był zacny. A co się działo? W czwartek mimo późnego przyjazdu dzień wcześniej zebraliśmy się z samego rana. W Trafo na śniadaniu wyjaśniliśmy, co Was czeka i pojechaliśmy działać do Mirowa. Pierwszy dzień to przede wszystkim rozwspin, radość z super pogody i prób na różnych formacjach. Już nagraliśmy pierwsze Wasze wstawki, które wieczorem analizowaliśmy. W sali wspinaczkowej na ranczo mogliśmy od razu pokazać poprawne ruchy, ustawienia i ćwiczenia, które mogliście sobie trenować. Piątek to Trzebniów, który zakończył się totalną zlewą i upchnięciem nas wszystkich w grotce. Potem obiad, suszenie siebie oraz szpeju i wieczorem wypad na suche już Rzędkowice.

W sobotę mieliśmy dłuższą wyprawę do Jaskini Jasnej w Strzegowie. Brak resta sprowokował wcześniejszy wycof na pizzę w „Jurajskiej”. Do tego czasu jednak sporo patentowaliśmy i walczyliśmy z psychiką. Dla niewyżytych w skałach i nieprzejedzonych  6 pizzami zbawieniem ponownie okazały się wieczorne wspiny w Rzędkach.

Niedziela to już ostatni dzień. Wybraliśmy pobliską Aptekę, gdzie znowu sporo nagrywaliśmy i sporo analizowaliśmy na miejscu oraz patentowaliśmy na wyjeżdżonych miejscowych klasykach. Był czas na spokojne wstawki i korygowanie niedociągnięć. Super było patrzeć, jak zaczynacie coraz lepiej poruszać się w skale i przede wszystkim czerpać z tego coraz większą satysfakcję. I O TO CHODZI NA LA WARSZTATACH 😊 Do następnego

Wypad z tymi komarami

  |   By  |  0 Comments

No to po La Wypadzie. Dzięki, że przyjechaliście, dzielnie napieraliście w 30 stopniach i nie dawaliście się komarzycom. Z drugiej strony ogromny szacunek dla asekurujących, bo nie puszczenie ręki blokującej, kiedy widzisz jak Cię wysysają, wymagało ogromnej odporności psychicznej. Już lepiej było iść i walczyć z grawitacją.

Jura z cienia, czyli inspiracja na upalne dni

   |   By  |  0 Comments

Pisaliśmy sporo o sektorach Costa Blanca, to teraz przyszedł czas na Jurę Północną. Zaczynamy od TOP 7 sektorów na upalne dni, które właśnie szykują nam się w czasie La Wypadu 2019. Dobór subiektywny, selektywny i dyskusyjny 😉

  1. Boniek – klejnot Olsztyna i Gór Sokolich. Nie wiele ma wspólnego z patelnią, która możecie znać ze skał przy zamku. Tutaj macie 10 minutowe podejście z parkingu (4 km od Olsztyna) i piękny zalesiony ciąg dość wysokich skał. Idealne miejsce nie tylko na wspinanie, ale także na piknik czy drzemkę między wstawkami. Miejsce bajka. Drogi od V do V.5+. Wiele w promocji, a Kaskady powinni przenieść do Gandii 😉
  2. Dolina Wiercicy – ogromny i dość rozrzucony rejon z takimi skałami jak Biały Pies, Proxima, Diabelskie Mosty czy Baba. Jest ich o wiele więcej, m.in. całe Zastudnie czy Ostrężnik, ale na początek polecamy Wam te cztery. Poza Babą, wszystko znajduje się 100-200 metrów od parkingu. Pierwsza wizyta na którąś z tych skał jest niezapomniana. Wysoki liściasty las chroni przed największym ukropem. Proxima – dla osób w przedziale V – VI.3, Biały Pies i Baba VI – VI.4, Diabelskie VI+ – VI.5. Dużo fajnego wspinania, w większości po pozytywnych chwytach.
  3. Morsko – super miejsce, choć z Podlesic najlepiej na piechotę, bo dojazd na około zajmuje 15-20 minut, ale warto. Przy Zamku macie fajne wspinanie od 4 do VI.5, choć bywa tłocznie i kursowo. Bywa miejscami krucho. Dla mocniejszych zawodników jest jeszcze Popielarka, którą całą chętnie byśmy przestawili w okolice Olivy. Przewieszone, fajne formacje, po dobrych chwytach. Fajne wspinanie od VI.1.
  4. Kołoczek – dobrze, że w Podlesicach jest alternatywa dla zatłoczonej Góry Zborów. Wystarczy pójść 10 min dalej i mamy 10 razy mniej ludzi, mnóstwo cienia i dużo rozrzuconych skał. Niektóre pozwolą Wam wspinać się przy +30 stopniach. Do tego bardzo różnorodne formacje. Piony, połogi i mocne przewieszki. Drogi od IV… ach te Brzuchy buddy. Kto tam nie zaczynał 😉 Wyjątkowo, bardzo zatłoczone.
  5. Skała Apteka – północno jurajskie Bolecho. Mistrzostwo wyślizgu. Lodowisko w środku lata. Życie bez stopni. Wspinanie bez nóg. Pewnie zaraz znajdą się obrońcy Apteki, ale ze względu na popularność dróg (w większości ładnych, wiele klasyków) „jest jak jest”, a przecież to blog subiektywny. Z jednej strony dominują krótkie formy, z drugiej można iść na 2 wyciągi. Nie mylić z pobliską Górą Apteka. Skała to nie góra 😉 Drogi od 4 do VI.4. jeśli nie byliście, warto choć raz..
  6. Bastion Północny – nie ma go w drukowanych przewodnikach (ale w sieci do wygooglowania) i może przez to nie jest zatłoczony. Raczej dla poczatkujących, od IV do VI.2+. Piękne, kameralne miejsce, gdzie jesteśmy otoczeni 20 drogami. Miejsce z klimatem. Warto choć raz podjechać i porobić. Bardzo ładne wspinanie, choć nie wszystkie linie. Nierówna wycena.
  7. Góra Birów – w okolicy Podzamcza, w którym też jest sporo wspinania, ale jeśli kiedyś próbowaliście wspinać się w upale na Niedźwiedziu, to zgodzicie się, że oficjalnie powinno zostać to zakazane. 😉 W trosce o Was, matka natura i ekiperzy stworzyli nie daleko Górę Birów i Suchy Połeć. Jest sporo lasu, a cała jedna strona, to długie, piękne i prawie wiecznie zacienione ściany Birowa, na szczycie którego zrekonstruowano stare grodzisko. Suchy Połeć to piękna skała z wieloma przewieszonymi klasykami. Dla chętnych od VI.1+.

Oddział Oliva nieczynny do października

   |   By  |  0 Comments

Oddział Oliva nieczynny do października

Ostatni dzień w Olivie. Już zapakowani. Zdeponowaliśmy rzeczy na przyszły sezon i wyjeżdżamy jutro skoro świt. Zrobiło się naprawdę gorąco i choć ciężko w to uwierzyć po majówkowym ochłodzeniu w Polsce, tutaj o wspinach w słońcu można zapomnieć. W majówkę jeszcze udało się nam powspinać w ulubionych sektorach, bez desperackiego poszukiwania cienia.

Klimat zmienia się także tutaj i nie można być niczego pewnym. W czasie Wielkanocy, nad regionem Walencji przeszły burze i silne ulewy. Między innymi starówka okolicznej Javea’i znalazła się pod półmetrową wodą. U nas musieliśmy tylko uważać, aby przejechać przez okoliczne drogi. Po świętach, kiedy gościliśmy najwięcej z Was było już sucho, a warun był idealny.

Parę dni temu wyjechali Kasia i Krzysiek i tym samym kolejny sezon na Costa Blanca dobiegł końca. Wracamy w październiku i znowu będziemy do majówki. Jednak to nie koniec tego sezonu. 7 i 8 czerwca widzimy się na Jurze i tam będziemy mogli podzielić się z Wami paroma nowościami, a będzie ich sporo. A w Olivie widzimy się już w październiku.

Teraz czeka nas z Kubą przejazd do Polski. Tym razem na spokojnie. Mamy na to 3 dni, więc mamy nadzieję powspinać się jeszcze trochę po drodze.

Już od jakiegoś czasu pracujemy nad kolejnym sezonem. Koszulki są w druku, nowa strona w przygotowaniu, hiszpańska chata na przyszły sezon prawie wybrana. Widzimy się na Jurze!

La Wypad, czyli La Baza na Jurze

  |   By  |  0 Comments

Zbliża się La Wypad, więc trochę o samym wypadzie na Jurę. Idea tego wyjazdu jest cholernie prosta i sprowadza się do 8 punktów i kilku odpowiedzi na kilka „cholernie ważnych pytań”
Widzimy się 7 czerwca.

Mała grecka wycieczka

   |   By  |  0 Comments

Na początku lutego udało nam się poukładać grafik i skuszeni opiniami o wspinie w Leonidio, wybraliśmy się tam na krótki urlop. Pewnie już zdążyliście słyszeć o tej „nowej” opcji na zimowy wspin na południu Europy. Nie przypadkiem w ciągu kilku ostatnich lat Leonidio stało się mekka dla tysięcy wspinających się z całej Europy.

Nie będziemy pisać Wam bloga co i jak, czy podejścia długie, i jak ze wspinem, pogodą itd., itp. To możecie przeczytać sobie na blogach wspinaczkowych, które piszą o Leonidio dość często. Warto podzielić się trochę innym spojrzeniem. Oto 8 rzeczy, które wg nas sprawiają, że Leonidio to Leonidio:

  1. Leonidio ma topowej wspinaczkowej miejscówki i klimat greckiej prowincji z jej klimatem, starymi samochodami, sklepami i barami z poprzedniego wieku . Efektem tego są choćby perełki jak sklep z ciuchami i artykułami sportowymi rodem z lat 80-tych, wśród których pojawiła się witryna i kilka półek ze szpejem Petzla czy prawie pełną kolekcją La Sportivy. W mieście są 2 supermarkety i co najmniej 3 sklepy wspinaczkowe.
  2. Tu nie chodzi o wyszukane potrawy czy świetne restauracje, ale o smaki. Pomidory w markecie czy knajpie są piekielnie soczyste, ogórki to nie tylko woda z miąższem ale barwa smaków, o której szybko nie zapominamy. Do tego możliwość skosztowania z lokalnych przysmaków. Niesłychanie prostych jak souvlaki, tzatiki, mousaka czy kalmary. Prostych i niesłychanie smacznych.
  3. Pierwsze zakupy w sklepie i ekspedientka pyta czy jesteśmy wszyscy razem. Tak, jesteśmy. Po czym pani wraca z siatką pomarańczy i wręcza nam. „For ju”. Ok Super. To samo w restauracjach. Większość posiłków musimy dojadać następnego dnia, bo nie jesteśmy w stanie pochłonąć „greckich” porcji, a do tego siatka pomidorów lub skrzynka pomarańczy. Właściciel naszych kwater dostosował się. Codziennie podrzuca mandarynki i cytryny z ogrodu.
  4. Ściany. Robią ogromne wrażenie. Zarówno w okolicach Leonidio, jak i w głębi wąwozów kryjących się za miastem. Samo ich odkrywanie i zagłębianie się w ich głąb krętą wąską szosą wzdłuż wartkiej rzeki może być przygodą. Do tego można trafić na prawdziwe perełki. Poza Marsem, Twin Caves, Hot rock, Theos Cave czy Eloną są te, które dopiero budują swoją markę i mają jedynie kilka obitych linii. Dla nas takim odkryciem było La Maison des Chevres. To nic, że dość daleko, jeszcze krucho, tufy ciekły, ale miejsce, widoki i piękne linie zrobiły wrażenie. Porażką było Mad Wall (połogi – nie po to przyjeżdża się do Leonidio) czy Limiri, który przypomniał nam też, że kaski tu trzeba zakładać nie pod droga, a przed podejściem. Jarkowi został ślad nie tylko w pamięci, ale też na kasku. Sprawca nieudanego zamachu. Nieznany. Podejrzana: koza.
  5. Ogar czy nieogar. Ciężko to zdefiniować, ale na Peloponezie łatwo zauważyć, że Polska już jakiś czas temu przeskoczyła w rozwoju Grecję (wg wskaźników PKB). Wjeżdżając do Leonidio trafiamy w świat, któremu daleko do „wyłuskanych” scen z filmów Mamma Mia czy Moje Wielkie Greckie Wesele. Otwartość ludzi i piękne krajobrazy tak, ale obok tego „wraki” samochodów (klasyki lat 80-tych) sunące po ulicach, trochę ruin, sporo prowizorki, brak chodników przy drogach czy walące się gdzie nie gdzie śmieci. Czy to źle? Absolutnie nie, ale różnica między rozwojem prowincji w Grecji a Hiszpanii jest… spora. Przy tym „wszystko” jest tu droższe. Litr benzyny kosztuje 30 centów więcej niż na Costa Blanca, a jedzenie jest jakieś 50 procent droższe niż w Polsce czy Hiszpanii. Drobne zakupy na jeden dzień mogą wynieść 20 euro, no ale co zrobić, jak puszka tuńczyka kosztuje w supermarkecie 4,5 euro. Zaczęliśmy chodzić do knajp zamiast gotować w domu, co wyszło nam i budżetowi wyjazdu na dobre. Ceny od 3 Euro do 12 za posiłek. Zależy gdzie i co.
  6. Krucha masa. Ponad 1500 dróg w kilkudziesięciu sektorach, prawie 50 wielowyciągów. Część sektorów, które zwiedziliśmy niestety nie są do polecenia. Jeszcze nie, choć nie wiem czy kiedyś doczekają się uznania. Za krucho. Za ostra skała. Czasem po prostu obite na ilość. Dlatego warto odwiedzać sektory i nastawiać się na drogi nie tylko na podstawie opisów w przewodniku, ale sprawdzić co nieco na 8a.nu. Nie przez przypadek klasyki wśród sektorów mają kilka tysięcy przejść, a inne… kilka.
  7. Język. Warto nauczyć się choćby paru słów po grecku przed wyjazdem. Ze względu na boom wspinaczkowo-turystyczny, dogadamy się tu w większości sklepów czy barów, ale chyba większość ze wspinaczy zakłada, że grecki jest trudny i nie przypomina innych znanych języków, więc nie ma co się wysilać. Szkoda, bo fajnie by było, aby miejscowi nie traktowali wspinaczy jako masę, której się nie chce i przyjeżdża tu tylko dla wspinu, ale także dla klimatu tego miejsca. Może to sprawi, że atmosfera Leonidio przeżyje i nie da się sprowadzić do relacji my-oni, czyli my kasujemy-wy płacicie. Patrz marketing po grecku (pkt 3).
  8. Atmosfera, pogoda a klimat. Taki jaki można sobie wymarzyć. Bez napinki, z odpowiednią proporcją „dziwaków”, łojantów, poczatkujących, weteranów, kamperowców. Wszyscy spotykają się pod sektorami, a potem w knajpach czy barach w centrum lub przy porcie. Klimat „psuje” się jedynie w czasie zimnych i mokrych dni, kiedy wszyscy włóczą się bez celu po kilku ulicach centrum Leonidio lub siedzą na kwaterach lub w vanach. To co najlepsze, czyli tufy schną niestety najdłużej. Ciekną jeszcze wiele dni po większych opadach, a dla połogów mało kto tu przyjeżdża. Kiedy można się wkopać z pogodą w leonidio? Z rozmów wynika, że najgorzej jest w styczniu i lutym. Najlepiej w październiku, listopadzie i marcu. Kwiecień może już być zbyt gorący. Trzeba będzie sprawdzić, bo ochota na powrót ogromna. Trzeciego dnia pokonało nas zimno i przeziębienie, więc z mocniejszego wspinania zostały pojedyncze wstawki i cholerna chęć powrotu. Na razie zium do Polski i za chwilę powrót do Olivy.

Kiedy jechać w skały w 2019 roku?

  |   By  |  0 Comments

Każdy z nas kombinuje jak wyrwać się w skały biorąc jak najmniej urlopu. Czy ten rok będzie pod tym względem atrakcyjny? Jeszcze nie wszystko wiadomo, bo władza może nam dodać jeden dzień wolnego w Wielki Piątek. Póki co, nie „dzieląc skóry na niedźwiedziu” zostaje nam atrakcyjny kwiecień i majówka, ponętny czerwiec, równie kuszący sierpień i pociągający listopad…

Pogodynka na Costa Blanca

   |   By  |  0 Comments

Często pytacie jaka będzie pogoda w czasie Waszego pobytu. To pytanie, które szczególnie w minionym listopadzie miało w sobie spory ciężar gatunkowy. Na szczęście na Costa Blanca wszystko wróciło do normy, czyli w grudniu zapewniamy Wam wspiny tylko w słońcu, a listopadowe deszcze są tylko wspomnieniem.

Wielu z Was wybrało się do nas właśnie w listopadzie, kierując się całkiem przemyślana logiką – u nas już nie da rady jechać w skały, a w Hiszpanii, jeszcze powinno być trochę lata. W grudniu mamy o wiele mniej rezerwacji, więc w sumie jak to jest. Kiedy najlepiej planować przyjazd na Costa Blanca? Jak to z ta pogodą i dlaczego warto czasem szukać słońca i ciepła w styczniu niż w październiku? Postaramy się podzielić z Wami kilkoma „ludowymi prawdami”, naszymi obserwacjami i doświadczeniami.

  1. Przyjeżdżając na Costa Blanca trzeba pamiętać, że to wybrzeże, ale bardzo górzyste. W jednej dolinie może świecić słońce, a 5 kilometrów dalej po drugiej stronie grani będziemy mieć zlewę. Między innymi dlatego w listopadzie mimo załamania pogody w całej Europie udało nam się znajdować suche sektory. Czasem trzeba było kawałek podjechać, ale w kilku przypadkach ratowało nam to cały dzień.
  2. Pory roku na południu Hiszpanii wyglądają inaczej niż u nas. Najbardziej deszczowy jest październik i listopad. Poza tym jest „prawie zawsze sucho”. Klimat się zmienia, więc te reguły też przestają się sprawdzać. W zeszłym roku od połowy października do stycznia, praktycznie nie padało. W tym mieliśmy już huraganowe opady z podtopieniami, które nie chciały ustąpić przez niemal 10 dni.
  3. Temperatura w zimowe noce potrafi zejść do 6-8 stopni na plusie, ale koło południa potrafi już osiągnąć 20 stopni. Dlatego nie ma co się bardzo spieszyć z porannym wyjazdem. Skała musi się nagrzać.
  4. Czy w zimie jest zimno? Niekoniecznie. Możecie trafić w środku stycznia na 20 stopni w cieniu przez cały tydzień. Co ważne zimniej niż 11-12 stopni nie powinno być, więc na słońcu powinno być przyjemnie.
  5. Wiosna… potrafi przyjść już 1 marca. Hiszpanie co roku czekają, że ciepło, czyli ponad 20 stopni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zacznie się robić właśnie tego dnia (w 2018 roku się nie sprawdziło).
  6. Za ciepło na mocniejsze wspiny na słońcu zaczyna się robić w połowie kwietnia. Majówka to już lekkie tropiki, czyli wtedy jedziemy w choć trochę zacienione sektory. Jesteśmy na miejscu do 8 maja. Po tej dacie, wspinacie się na własną odpowiedzialność 😉
  7. zeszłym sezonie, przez 7 miesięcy mieliśmy jedynie 9 „niewspinaczkowych dni”. Pogoda w okolicach Gandii jest naprawdę stabilna. Poza tym wiemy, gdzie są wiecznie suche jaskinie i które połogi po deszczu nadają się szybko do wspinania.
  8. Przed wyjazdem nie panikujcie widząc spore deszcze na Costa Blanca. Chyba nigdzie indziej pogoda „nie odkręca” pozytywnie, tak często jak tutaj. Warto sprawdzać prognozy na windy.com i nie tylko dla Olivy, ale także dla Montesy, Calpe czy Benidormu. Jak widzicie to całkiem spory kawałek świata, więc pogoda też może być różna.

A jak chcecie się upewnić, co może Was czekać po przyjeździe, dzwońcie do nas 🙂

Wspinanie z małym dzieckiem czyli relaks bez napinki

  |   By  |  0 Comments

Czy można jechać na wspinaczkowe wakacje z małym dzieckiem? Co z nim zrobić pod skałą? A jak maluch też będzie chciał się wspinać? A co jak rodzice będą chcieli się wspinać? Sama miałam sporo wątpliwości przed wyjazdem do La Bazy, ale jak się okazuje całkiem fajne jest to wspinanie w towarzystwie ciekawskiego i dość nieporadnego 2-latka. 

Wpadliśmy z mężem na pomysł, że połączymy rodzinne wakacje ze wspinaniem i udało się! A więc krok po kroku i praktycznie.

 

Nowa baza

   |   By  |  0 Comments

Kolejny sezon La Bazy ruszył. Wystartowaliśmy 10 października. Wcześnie, ale jeśli chcieliście przyjechać, to otworzyliśmy bazę. W tym roku mieścimy się bliżej morza, dokładnie 5 minut spacerem na samą plażę. Mamy dla Was więcej pokoi i lepszy standard. La bazowicze z zeszłego sezonu docenią  klimatyzację i wifi. Trochę szkoda, bo będzie nam brakowało irracjonalnych rozmów, których celem miało być wystawienie wifi z czyjegoś telefonu 😉 Zdjęcia znajdziecie na www.labaza.pl/galeria.

Co najważniejsze fajnie się mieszka przy avenida Picasso. Kilka przepisów na udany dzień w bazie (poza wspinaniem):

  • Kąpiel w morzu zaraz po przyjeździe ze skał
    Zostawiasz szpej, przebierasz się i idziesz na plażę. Boso, w klapkach jak wolisz.. Morze nadal ciepłe i nie zachęca do długiego pluskania. Pływanie i skakanie przez fale przy zachodzącym słońcem na pustej plaży „robi”.
  • Obiady na tarasie. Można oczywiście zjeść posiłek przy stole w salonie, ale gdy tylko jest ciepło warto siąść na tarasie. Polecamy nie tylko obiady, ale też wypić kawę z rana lub siedzieć do późna przy kieliszku wina.
  • Joga, rozciąganie czy trening. Na dole mamy sporą przestrzeń, która służy przede wszystkim do ćwiczeń, rozciągania lub robienia serii. Można zrobić rozgrzewkę dla 10 osób. Kilka mat mamy 😉
  • Wieczorne oglądanie filmów na kanapie i fotelach. Mieści się 6 osób z kieliszkiem wina lub szklanką piwa w ręce.
  • Bieganie po plaży. Dla leniwych spacer. Z jednej strony widok na Montego, a z drugiej Gandia i widok na najwyższy szczyt okolicy, czyli Safor. Turystów, już niewielu, a wkrótce będzie ich jeszcze mniej.

Gościmy też najmłodszego wspinacza w La Bazie – Anię (2,5 roku). Czy można wspinać się i podróżować z uroczą dziewczynką w tym wieku? Pewnie! O tym jak to zrobić i czy wiąże się to z jakimiś problemami, w następnym blogu napisze Ola, mama Ani.

Pozdrowienia z Denii. Jesteśmy już po rozgrzewce na plażowych boulderkach, a teraz kawa (wiemy, nie powinniśmy) i jedziemy na linę do Alcalali.

© 2024 LaBaza