2 pory roku na Franken

2 pory roku na Franken

Frankońska Das Baza to takie coś, co sprawia, że ponad tuzin wspinaczy oraz niniejszy autor co roku spędzają sierpniowe tygodnie w zalesionych dolinach wśród łąk i leniwie płynących potoków, domków jak z piernika i zamków jak z bajki. Tym razem było podobnie…Doszło do tego mnóstwo śmiechu, pozytywnej energii, zabawy i satysfakcji z życiówek i fajnych przejść. Pisząc prozą a nie wierszem, było mniej więcej tak:

Pogoda nie chciała współpracować, więc malkontenci mogli narzekać, że pierwszy tydzień był gorący a drugi zimny. Szczególnie w drugim tygodniu trochę mżyło. Do tego pod skałą było 12 stopni w środku dnia w sierpniu, także można zwątpić. Warun pod projekty petarda, ale w te sierpniowe dni myśleliśmy raczej o radosnym wspinie a nie ciśnięciu na maksa.  Mieliśmy więc 2 pory roku w ciągu 2 tygodni: gorące lato i późną jesień.

Stare i nowe sektory. Znamy sporo fajnych sektorów z wycenami od 3 do 9 w okolicach Hollfeld (w skali UIAA), ale ciągle ciągnie nas w nowe i tak trafiliśmy na południe do pięknych dolin w okolice Pegnitz i Gossweistein. Jak było? Cudnie i będziemy tam Was zabierać w przyszłości.

Baza w okolicach Hollfeld dała radę. Zarówno pod kątem logistyki, jak i udogodnień. Fajne, czyste, choć skromnie urządzone pokoje. Tradycyjnie taras był “nasz” i mieliśmy tam salon z aneksem kuchennym oraz pokojem wypoczynkowym. Przez covid musieliśmy ogarnąć sobie palniki gazowe i elektryczne, ale to chyba jedyne minus związany z pandemią.

Noszenie maseczki FFP2 są obowiązkowe w obiektach zamkniętych w Niemczech, a przy zameldowaniu trzeba okazać paszport covidowy. Da się z tym żyć. Dziwnie było wrócić do Polski i zauważyć, że maseczki zdecydowanie wyszły z mody. Potencjał intelektualny autora jest zbyt ograniczony, aby to wyjaśnić czytelnikom.

Cyfra – na frankońskich skałach nie ma miękkiej gry i trudno zrobić życiówkę, a jednak udało się to Tomkowi i Michałowi (Graty, Chłopaki). Teksty, że na naszej jurze taka droga miałaby 2 stopnie więcej też średnio ma sens, bo to zupełnie inne wspinanie niż w Polsce. Dłuższe drogi, raczej rzadziej obite… trzeba się wspinać, a nie liczyć na cyfrę na “jednoruchowcach”. Bouldery z liną też się zdarzają, ale ilość opcji zrobienia ciągowych pięknych 25-30 metrowych linii przytłacza, np. na Rote Wand czy Jubilee Wand.

Przeloty – odwieczny temat na Franken. Tak, bywa daleko, szczególnie na długich drogach. Z kijem do wpinek zawsze da radę zrobić pierwszą. Potem trzeba się wspinać, choć będąc osobą wspinającą się na co dzień po Jurze,warto mieć na uwadze, że chwilę będziemy musieli się rozwspinać i przyzwyczaić się do mniejszej ilości ekspresów w szpejarce 😉

Atrakcje, atrakcje… czyli zamki, doliny, przyroda i BAMBERG. Będąc tam już któryś raz coraz lepiej poznaje historię i smaczki tego miasta. Jest ich co niemiara. Coraz większym problemem jest dla mnie pokazanie Bambergu w dniu resta i niezamęczenie całej grupy oraz siebie całodniowym łażeniem. A to może jeszcze podejdźmy do klasztoru, a może jeszcze do dzielnicy ogrodów, a tam jest jeszcze fajna knajpa, a tu piwo wędzone. Kurde, można się wykończyć. Ale jest pięknie i przy tym każda uliczka i budynek mają w sobie mnóstwo historii i ciekawostek. Nieskromnie powiem, że podobno ogarniam rolę przewodnika po Bambergu całkiem całkiem. I w deszczu i słońcu. 

Co dalej? Za rok na pewno wracamy we frankońskie doliny z jeszcze większą chęcią na odkrywanie nowych skał, miasteczek czy lokalnych specjałów. Ciągle nie skosztowałem lodowego spaghetti. Było już tak blisko 😉

© 2024 LaBaza